14 marca 2008

Romeo and Juliet

Jadąc dziś autobusem z pracy do domu czytałam książkę, pochłonęła mnie niemal bez reszty, jednak przez tą szybę zaczytania dochodziły do mnie czasem jakieś dźwięki. Dość skutecznie udawało mi się od nich izolować, do chwili gdy usłyszałam rozmowę dwóch dzierlatek, w wieku zbliżonym do mnie lub nieco młodszych. A rozmowa owa dotyczyła wesela, sukni ślubnej, welonu i takich tam spraw i to pomnożone przez 2. Bo obie dziewczęta się widać za mąż wybierały. I tylko jedna rzecz mnie zdziwiła i rozbawiła - w całej tej rozmowie nie padło nawet jedno słowo na temat przyszłych mężów wyżej rzeczonych pań. Widać najważniejsze jest wynajęcie i przystrojenie sali (za co jak się dowiedziałam należy zapłacić 700 PLN), ubranie kelnerów, wybranie zaproszeń i zlecenie wydruku odpowiednich nazwisk i cała jeszcze masa innych niepotrzebnych zupełnie jak na mój gust szczegółów. Aha, zapomniałabym - oczywiście barman do robienia drinków, ale alkohol trzeba mieć swój, bo owy barman jedynie za swoje umiejętności karze sobie płacić 1000 PLN. Nic tylko zostać barmanem na weselach...

I wtedy przyszło mi głowy, że też tak zaczynałam planować, jakieś 3 lata temu, że też wpadałam w ten złudny szał, zupełnie bez sensu z resztą. Bo nic z tego nie wyszło. I jestem teraz mądrzejsza o te 3 lata, masę bolesnych doświadczeń związanych z mężczyznami, zupełnie zniechęcona do tego gatunku. I tylko czasem, gdy zapala mi się lampka "samotność" tak jak dziś teraz, siadam sobie po ciemku, włączam jeden jedyny kawałek, żeby leciał w kółko i zapadam w zadumę nad życiem, światem i relacjami damsko-męskimi. Zastanawiam się, jak to się dzieje, że tak łatwo pozwalałam się tak głęboko ranić byle komu? Jak to jest, że serce zawsze miałam na dłoni a nikt po nie nie sięgnął? Jak to jest, że boję się tego stanu, znowu od nowa, w zupełnie inny przerażający sposób? Jak to jest, że moja dusza chce znaleźć kogoś bliskiego, kogoś komu można zaufać, powierzyć siebie, a rozum lub też serce, ciało nie zgadzają się z tym? Dlaczego chcąc świadomie znaleźć kogoś podobnego do mnie sięgam do zupełnie innego worka?

Siedziałam sobie w tym autobusie, z książką i przez myśl mi przemknęło - gdyby to miał być mój ślub, teraz, gdyby jakimś cudem znalazł się ten jeden jedyny w co już sama nie wierzę, ale gdyby, to chciałabym tak po prostu wziąć pierwszy wolny termin w USC, poinformować o tym rodzinę, bez zbędnych ceregieli, po prostu pójść tam, w ich towarzystwie, w towarzystwie przyjaciół. Nie ubierać się w żadną suknię ślubną, a jeśli już to taką inną, taką moją, powiedzieć TAK, podpisać co trzeba, a potem wyjść i zabierając całe towarzystwo pojechać na grilla nad jezioro, albo do lasu, albo zaprosić ich do knajpy takiej zwykłej, albo wsiąść w samochód i odjechać w dal. A jeszcze lepiej wsiąść na motor i odjechać w dal. Sama. I tu zaczyna się problem. Myśląc o własnym przyszłym niby-ślubie chciałabym z jednej strony mieć na niego jakąś choć nikłą szansę, ale z drugiej strony chciałabym być sama, niczym nieograniczona. I w dodatku cały czas majaczy mi gdzieś ta moja druga połowa - ona.

Nie wiem, poddaję się, po raz 20-sty chyba leci "Romeo and Juliet" Straisów. Znowu ten motyw - Romea i Julii. Miłość nieszczęśliwa, prześladuje mnie od zawsze.

1 komentarz:

Diu pisze...

Nic nie jest cholera dobrze, nigdy nie bedzie zadnego slubu, zludzen, kolejny raz, zaufania szczescia, nic. Nie oddychac, nie myslec, nie czuc, nie zyc. Przez te wszystkie lata nic sie nie zmienilo. Jestem tak samo glupia..!