04 marca 2008

Ona/on/oni

Bo czymże jest związek? Kto narzucił jakieś sztywne ramy? Kto wymaga by podlegał określonym odgórnie zasadom, prześwietlaniu przez lupę, dyskusjom wszystkowiedzących starców? Kto dyktuje warunki, wyznacza terminy, określa granice dobrego smaku? Czy uleganie ogólnie przyjętym normom jest w stanie zapewnić nam szczęście, wieczną radość życia i spełnienie? Czy pojęcie "normalność" można zastosować do każdego w taki sam sposób? Czy warto wierzyć tym, którzy twierdzą, że chcą dla nas najlepiej?

A może lepiej układać swoje życie, relacje po swojemu? Może lepiej zamknąć oczy, uszy, usta i zaufać instynktowi? Rzucić się w wir świata, stanąć na krawędzi przepaści życia i nałożyć się na powietrze pod nami, objąć je jak kulę. I uwierzyć, że się nie spadnie, że zamiast tego wzleci się w górę na skrzydłach wyobraźni, kierowanej marzeniami. Pociągając za sznurki życzeń sterować sobą jak latawcem i dryfować tam, gdzie jest najjaśniej, najsłoneczniej, najcieplej. A tam, na końcu drogi trafić w czyjeś kochające, pełne ciepła ramiona. Otulić ciało mgiełką zapomnienia i zanurzyć się w niej, w nim, w... Bo miłość nie ma płci. Bo kocha się duszę, nie ciało. Skroplić oddech na ukochanej szyi, bezpłciowej. I bezpłciowo dotknąć dłonią dłoni, wybadać końce palców, wnętrze i jego ciepło i zamknąć dłoń swoją w tej dłoni i zamknąć dłoń tamtą w swej dłoni i nie pamiętać już dłużej nużących szeptów ludzkich. A dookoła nas zieleń soczysta i pachnąca, sad wiśniowy i jaśmin i piwonie o zapachu tak ciężkim jak pożądanie.


Brak komentarzy: