21 października 2008

Na bosaka

Panoramiczny Lublin z 10-tego piętra wieżowca i jeszcze wyżej, z kieliszkiem wina w dłoni. Na bosaka. Po cichu. W środku nocy. Szeptany do siebie, a może do Ciebie, tkany pustką wiersz.

I tylko ciężarówki
i ludzie
maleńkie postaci
przemieszczają się wszerz i wzdłuż
nic się nie dzieje
pustka
ciemność
światła
mrok
skrzyżowanie.
Zapamiętaj.
pustka
mrok
ciemność
skrzyżowanie...

13 października 2008

Przylgnięcie

Ja tak na szybko. Bo chyba głupota mi uszami wychodzi i nic się na to poradzić nie da. Wczorajszy dzień - niby sprawa załatwiona, ale dziś widzę, że nie. Nie wiem co lepsze: zostawić tak jak jest i udawać, że wszystko gra, czy wyjaśnić, rozgryźć, rozpracować i znów dostać w dupę. I tak źle i tak niedobrze. Już słyszę jak wszyscy wokół mówią: miałaś bla, bla, bla, więc bla, bla, bla, a wogóle to bla, bla, bla i po Ci to?? I jeszcze mogą dodać: A nie mówiłam/łem? I mają rację, przecież wiem. A w środku coś mi płacze, czyżby przylgnięcie?

10 października 2008

"Twój Miś Cię zdradza. Życzliwy"

Bardzo mocno się wczoraj zastanawiałam, nad poinformowaniem pewnej, znanej mi osobiście kobiety, pozostającej w związku z pewnym bardzo dobrze mi znanym mężczyzną, o niewierności tegoż właśnie. Po przemyśleniach, oraz dyskusji, w babskim kręgu, przy butelce wina, doszłam do wniosku, że chyba jednak nie warto. Bo co dziewczyna winna, facet jest palant, ale czy jeśli ona się o tym dowie, poczuje się lepiej?? Nie wydaje mi się. No bo jak to jest: lepiej być oszukiwaną i nie wiedząc o tym układać sobie życie, cieszyć się szczęściem codziennym, które ma się w zasięgu ręki, czy też poznać prawdę i cierpieć?
Głupia sprawa... przecież to ja byłam pierwsza... ona druga, a teraz jest odwrotnie. Brak obiektywizmu nieco zaciemnia obraz. Nie ma uniwersalnych prawd, recept na wszystko.

Włożyłam skórzane spodnie, czarno-białe cwelki, koszulkę z dużym dekoltem, różowy szal i od razu poczułam się lepiej. Sobą. Czarna skóra, odrobinę zrobione oko, moja ulubiona kanapa w rogu Centrali, Ola za barem, na mój widok od razu pytająca: herbata? Bez cukru? W ręce Zoom, naprzemiennie z Dialogiem (odrabianie zaległości), Olo ze swoją pomarańczową torbą na laptopa i leniwe oczekiwanie na spektakl. Moje życie. Esencja.

09 października 2008

Aaaaaa kochanka zmieni etat na żonę

Powiedzmy to szczerze, prosto z mostu. Może zadziała jak kubeł zimnej wody.
Jestem kochanką, tą drugą, na chwilę. Tą, do której się nie wraca, tą o której się nie myśli, której się nie kocha. Tak po prostu. Układ zupełnie bez sensu, bez przyszłości, bez celu. Kilka nieźle zagranych przedstawień, z jego strony. Świetnie rozegrana psychologiczna gra. Żadnych obietnic werbalnych, a jednak nadzieja w sercu wzbudzona bardzo dobitnie. Klatka utkana z wyobrażeń.

Ciągłe zderzanie z rzeczywistością skutkuje bolesnym obiciem płuc. Znacie to uczucie, gdy po silnym, nagłym uderzeniu w klatkę piersiową, przez chwilę brak oddechu, panika, duszenie się. A potem, gdy już się wydaje, że koniec na zawsze, bo ciemność przed oczami, oddech wraca, razem z falą bólu. Po to, by udowodnić Ci, że żyjesz.

Mam dość. Zataczam coraz mniejsze kręgi. Pierwszy trwał prawie rok, drugi znacznie krócej, bo tylko lekko ponad miesiąc. Jest jak trujący bluszcz - wysysa wszystkie soki, całą radość, szczęście. A gdy wyssie - odchodzi. Oby odszedł teraz. Bo nie wiem, czy ja mam w sobie tyle siły, żeby zrobić to sama. Nie kocham już, ale dalej potrzebuję wtulić się, przez chwilę chociaż poczuć się kimś innym. Kimś bezpiecznym.

08 października 2008

Powroty

No i cóż - wszytko wraca powoli do normy. Nuda w pracy, nuda w życiu. Znowu za kółkiem, znowu nierozważnie - mało się wczoraj nie zabiłam. Niedobrze. Znowu zaklęty krąg kłamstw. Oszukiwanie siebie i innych. Udawanie, że jest dobrze, jak nie jest dobrze. Podejmowanie słusznych decyzji. Planowanie. Wtłaczanie się w coraz sztywniejsze ramy. Pustka.

Pustka. Kompletny brak uczuć embiwalentnych. Zero współodczuwania. Brak poczucia bezpieczeństwa, brak wentylu. Kiszenie się w obłudzie. A wszystko to pokryte odrobiną dobrze udawanej, wymuszonej radości. I tylko chwile nadziei, że jednak nie wszystko stracone. Że jest jeszcze szansa. Promyki słońca, rzadkie, bo rzadkie. Ogrzewanie lodowatych dłoni kolejnym kubkiem herbaty, otwieranie się na świat, by jeszcze bardziej się od niego odizolować. Spacery po jesiennym lesie, oglądnie świateł miasta z oddali, wtulenie, tylko po to, by za chwilę po raz kolejny poczuć się jak zbity pies. Szperanie po necie, żeby na własne życzenie zobaczyć to, czego usilnie próbuje się nie widzieć. Znowu bolesny skurcz serca, postanowienie, że koniec, że nie da się tak żyć.

Tylko jak żyć? Skoro życie mamy tylko jedno. Czy da się rezygnować z krótkich chociażby chwil? Czy warto? Co, jeśli te krótkie chwile okażą się jedynymi, jakie zostają nam podarowane przez los? Czy warto zrezygnować z marzeń, zamknąć się w czterech ścianach, zaplanować każdy dzień? Czy warto ciągle przeć do przodu, za wszelką cenę, nie prosić nigdy o pomoc, liczyć tylko na siebie? A gdyby tak zwalić problemy na kogoś innego? Powiedzieć: nie umiem, nie wiem jak, nie dam rady, pozwolić, żeby ktoś zrobił coś za mnie i nie tłumaczyć się z tego.

Trzymając ręce na moim tyłku, zapytał, na co mam ochotę. Czas wyrwany z kontekstu, niby mój, ale nie mój. Bo zawsze świadomość, że nie jestem na swoim miejscu, że zabijam powoli nie tylko siebie. Zdrada, obłuda, ciepło, bezpieczeństwo, zaufanie. Puste słowa. Ból. Myśli oscylowały wokół drogi, byle dalej, byle nie tu, obojętne gdzie, być samemu z własnego wyboru. Nie z przymusu. Zniknąć.
- No, to na co masz ochotę?
- Zniknąć.