29 listopada 2008

Trudności

Czy istnieje jakiś złoty środek, który pozwalałby na uporządkowanie życia, wszystkich spraw, klucz wg którego można by przyjąć jednolitą drogę postępowania? Wytyczyć sobie jasne cele i się ich trzymać, niezależnie od zmieniającego się otoczenia, warunków, sytuacji. Trudno jest czasem obiektywnie patrzeć na świat, gdy chciałoby się to robić oczami dziecka, a trzeba szybko dorosnąć. Proces dorastania trwa w moim przypadku już trochę za długo, może należałoby go wreszcie zakończyć i pewne sprawy pozamykać w zdecydowany i jasny sposób. Trudności, nawet jeśli pozornie się piętrzą i wydają się być nie do pokonania, wcale takie nie są.

21 listopada 2008

Żółta jak kurczaczek

Nie kocham Cię, tak po prostu. Bo nie warto. Skoro dajesz tylko okruchy, z pańskiego stołu. Za co miałabym Cię kochać? Za tę łatwość, z jaką przychodzi Ci skreślenie mnie z Twojego życia? Wszystko tak szalenie łatwo Ci przychodzi. Za łatwo. Więc nie doceniasz, nie wartościujesz, ranisz bezwiednie raczej, bo nie wiem czy stać Cię na wyższe uczucia. Jeszcze wczoraj świat rozpadał się na kawałeczki. Dziś bardzo mocno stoi w posadach. Słońce wzeszło dziś krwawo-pomarańczową łuną, pomiędzy wieżowcami. Rześkie powietrze wypełniło płuca, mam przecież siłę. Mnóstwo siły. Będę iść naprzód, tą jasno wytyczoną ścieżką. Otoczona przez najbliższych przyjaciół, którzy nie oceniają, nie wytykają błędów, którzy wtedy, gdy najbardziej tego potrzeba powiedzą: to Ty wygrałaś. Mają rację. Wygrałam. Siebie. Nieodwołalnie.

19 listopada 2008

Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zła!

Coś kłuje, wdech, wydech, coraz ciężej. Duszne powietrze, z małą, za małą zawartością tlenu. Uśmiech na twarzy. Naturalny, nie wymuszony. Naturalny, bo przecież to tylko powłoka się uśmiecha. Coraz głośniejszy śmiech, coraz więcej czasu poza domem, coraz szybsze życie. Coraz węższe spojrzenie, coraz. Coraz mniej słów, więcej ciszy, ciężkiej ciszy. A mogłabym tak:

Dziś rano spadł śnieg. Obudziłam się jak zwykle o 6:20, dając sobie jeszcze chwilę na skulenie się pod kołdrą i tylko chwilkę, ale wyrwanie jeszcze paru minut snu. Ciepłego, mięciutkiego snu. Otworzyłam oczy, na dworze szaro, coś kapało za oknem, spojrzałam - śnieg. Trawniki bielutkie, dachy pokryte puchem. Pierwszy śnieg. Późno tego roku. Drugi rzut oka - na ulicę - czarny asfalt, lewym pasem sunie pług śnieżny, z podniesionym spychaczem. A więc, dziś jeszcze wyjadę normalnie, ale trzeba w końcu założyć te zimówki. Temperatura za oknem: 3 stopnie, o dziwno na plusie, nie jak wczoraj. Decyzja - dziś jeszcze jesienna kurtka, zimowa poczeka w szafie na swoją kolej. Droga do pracy jak zwykle zatłoczona, ludzie już wyczuwają zimę, jeżdżą nieco wolniej, choć jest tylko mokro. Trafiają się wariaci - jak ten z Lublinka, zajeżdżąjący mi drogę. Na szczęście zauważyłam odpowiednio wcześniej, dohamowałam, facet pomachał ręką przez szybę, w przepraszającym geście. Zdarza się, nie widział mnie pewnie.
Na śniadaniu tematy luźne, od śniegu, zimówek do kradzieży w domkach i działania firm ochroniarskich. Dziwne jak nam te rozmowy schodzą zawsze na niespodziewane tematy.
Plan na dziś - banki, obiad i na łyżwy. Bo mamy piękne nowe lodowisko, z ofertą "no limit" za 6zł. Cudnie.
Na schodach spotkany kolega, od sylwestra. Mówi, że łóżka są dwuosobowe. Fajnie:) Będzie niespodzianka!

18 listopada 2008

Niczego nie będzie żal

Całkiem irracjonalne poczucie bezpieczeństwa pojawia się, gdy zamykasz mnie w swych ramionach. Zamykam oczy, wsłuchuję się w przyspieszone bicie Twojego serca. Staram się zapomnieć o wszystkim, zatrzymać tę chwilę jak najdłużej, tak by później móc przywołać to uczucie, gdy Ciebie już nie będzie. Wykradane ukradkiem spotkania, godziny wyrywane z gardła czasu, szarpane naszymi oddechami. Cisza. Przestrzeń. My. Ja, Ty i ona. Wciąż razem. Prawie jak Piękna i Bestia.
Czasem tak bardzo chciałabym mieć... być...
Tak po prostu.