09 marca 2008

Ławeczka

Tak sobie wczoraj przechodziłam koło naszej ławeczki, a że akurat słuchałam muzyki z okresu łączącego się nierozerwalnie z tąż ławeczką postanowiłam na niej usiąść. Po turecku, jak zawsze. I zabrakło mi tylko gitary i kapusty kiszonej lub też Schlemmer Bomby orzechowej i... Nothing else matters...Zamknęłam oczy i zobaczyłam świat takim jakim widziałam go kiedyś, nie z perspektywy lat o dziwo, tylko swoimi oczami gdy byłam o połowę młodsza, gdy świat wydawał się prosty i taki właśnie był. Teraz nic nie jest proste, albo też wszystko jest proste inaczej. I pomyślałam sobie, że zawsze wybierałam sobie mężczyzn z kręgu dobrze znanych, przyjaciół, lub chociaż nieco znajomych. Nie zdarzyło mi się tak po prostu popatrzeć na kogoś i stwierdzić - to jest moja druga połowa. Zakochiwałam się w chłopcach, nigdy nie zakochałam się w mężczyźnie. Nigdy nie zakochałam się w kobiecie, nie mówię, że mnie nie fascynowały, nie podobały mi się. Po prostu nie znalazłam tej jedynej. Jeszcze. A teraz odkrywam znowu, że szukam wśród osób dobrze znanych, że boję się wyjść na zewnątrz. Spróbowałam raz i się sparzyłam. Spróbowałam wiele razy ze znajomymi i wiele razy się sparzyłam. A uosobienie cech idealnych niemalże, wulkan ciepła znalazłam całkiem przypadkiem u siebie w domu. I co z tego??
Oglądałam w nocy Gię, ten film za każdym razem mnie rozczula, pokazuje mi coś nowego, uświadamia.

Moja świadomość wybiera zawsze mylnie, podświadomość czasem się z nią zgadza, czasem nie, czasem wybiera kogoś kogo świadomość nie jest w stanie zaaprobować. Wniosek z tego taki, że żaden wybór nie jest wyborem.

Brak komentarzy: