07 sierpnia 2008

Śnij się, śnij...

No cóż, życie to nie bajka. Nawet nie wiem, czy bym chciała, żeby takie było, bo nudno wtedy. Nic się nie dzieje. Wszyscy szczęśliwi. Uśmiechnięci. Wypoczęci. Piękni. Młodzi.
A ja wolę nie być piękna, wypoczęta, ja wolę być wymięta, wczorajsza, zagoniona, stęskniona, spragniona, goniąca wciąż za czymś. To taki syndrom wojownika - jak już zdobędę, zaraz się znudzę. Ale samo polowanie budzi dreszczyk emocji.
Śnił mi się dziś mój regularny swego czasu kochanek. Aktualnie regularny tylko w pewnym sensie, bo jakoś nie mogę dopiąć swego, a może to i dobrze? W każdym razie, śnił się pięknie, bo zwyczajnie - tak po ludzku, nawiązywał prawdziwe relacje międzyludzkie, przedstawiał sobą jakieś uczucia. W realnym świecie nic takiego nie ma miejsca. Cóż, jedyne słuszne rozwiązanie w tej sytuacji, to zacząć układać sobie życie zupełnie inaczej, spotykać się z kimś, związać się, tak na co dzień. Tak, żeby nie było pusto, smutno, żeby ktoś czasem przytulił, powiedział ciepłe słowo. A uczucia? Ich się nie da już ulokować gdzie indziej, przepadło. Popłynęły z łzami, po kolejnych facetach niewartych świeczki. A ja do kanałów schodzić nie będę. Po co grzebać się w przeszłości??
Mam ten sen przed oczami. Taki czysty, wyraźny, klarowny. Śnił mi się przed samą pobudką, to czas, kiedy śnimy to co chcemy, kiedy projektujemy swoją rzeczywistość. Ja projektuję z premedytacją. Kto mi zabroni??

1 komentarz:

Diu pisze...

Na koncercie husky, w rytm naprawdę dobrej elektroniki popłynął taki tekst: "i choćby chciało się zanurzyć w ciebie po szyję, po kostki, wolę być sama, niż zniżyć się".

Nie jest źle.