O matko, co to był za weekend... Ogólnie jakieś 6 godzin regularnego snu od piątku licząc, dwa wieczory w Koyocie, dwa dni w pracy od rana do wieczora. Dziś świeci słońce - miał padać deszcz. Chyba pogoda podłapała mój nastrój i stara się niczego nie zepsuć. A wszystko o dziwo, po raz pierwszy od dawnien dawna zaczyna się układać, tak normalnie, tak jak powinno. Widać, jak już jest tak źle, że całkiem zwątpisz i odpuścisz sobie absolutnie wszystko - życie Cię pozytywnie bardzo zaskoczy. Mnie zaskoczyło w nocy z piątku na sobotę, tak na oko koło godziny 2:00 na schodach Koyota, a potem jeszcze raz, ale to już tak całkiem z godzinę później, dla odmiany na schodach przed Koyotem. Mogłabym tu walnąć spokojnie hasło reklamowe, szalenie znane, w delikatnie zmienionej formie, mianowicie: "KOYOT łączy ludzi".
I tyle. A reszta - cicho sza... bo dalej nie mogę uwierzyć i się boję, że jak powiem to głośno, pryśnie jak bańka mydlana. Póki co jest pięknie i nierealnie. Kropka.
03 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz