17 lutego 2009

Koszt marzeń

Marzenia kosztują. To nowe odkrycie. Wydawało mi się zawsze, że kosztują tylko pewne wyrzeczenia, teraz okazuje się, że całkiem realne i materialne są te koszty. Kosztują czas, nerwy, może nawet zdrowie, ale pieniądze?? Każdy dzień przybliża nas do prawdy o życiu i śmierci. Tekturowe życie materialisty potrafi dać w kość, zwłaszcza gdy brak środków na koncie, a zobowiązania wciąż pęcznieją, urastając do rangi mega problemów. Plastik. Życie o posmaku plastiku. A gdyby tak po prostu się zakończyło dziś, jutro? Co po nas zostanie? Po naszej tekturowej generacji - morze długów i trochę zabawek. Ot co. Sens życia - posiadanie. Nie używanie, a posiadanie właśnie. Dotyka mnie to coraz bardziej, ten konsumpcjonizm ponad miarę, ale nie da się przed nim uchronić. Balansowanie na cienkiej żyłce nad przepaścią. Kiedy się zerwie, czy uda się zawisnąć, czy też nikt nie poda w ostatniej chwili tej pomocnej dłoni i pozostanie spaść w otchłań ciemności... A o pomocną dłoń coraz trudniej, brak zaufania i samowystarczalność jednostek burzą tak niegdyś rozwinięte życie społeczne.
Szczyt marzeń? Wolny czas. A gdy już się pojawi - nie cieszy, bo nie wiadomo jak go zagospodarować, skoro jest go za mało na coś większego a z dużo na zmarnowanie...

1 komentarz:

Diu pisze...

Mamy czas na zmarnowanie
i na plucie i łapanie
mamy czasu tyle, że
łatwiej sobie - przyjrzeć się...

Voo Voo zaśpiewało, do myślenia trochu dało...